Moje 25 lat w Tour de Pologne – 2016

Brrr…
To moje wspomnienie.

I mógłbym w zasadzie zakończyć… choć nie, bo przecież na początku zapowiadało się świetnie. Mimo że z powodu igrzysk olimpijskich przypadł nam termin lipcowy, to lista startowa wyglądała świetnie. Między innymi szukający powrotu do formy Michał Kwiatkowski, już w barwach zespołu Sky. Elia Viviani, Caleb Ewan i przede wszystkim ten niesłychanie zdolny Fernando Gaviria. Sprinter QuickStepu wygrał dwa etapy i… spadł deszcz. A jak w górach pada, to potoki wylewają. I tak właśnie było. Pierwszy raz musieliśmy w ogóle odwołać jeden z etapów Tour de Pologne, i to ten królewski – w Bukovinie, bo płynąca szosami woda zagrażała zdrowiu zawodników. To był smutny dzień, ale decyzja wcale trudna nie była. Dla mnie, byłego kolarza, zdrowie zawodników zawsze było najważniejsze.

W tej sytuacji o zwycięstwie w klasyfikacji generalnej decydował etap w Zakopanem. A ja miałem deja vu z roku 2008. Zresztą, spójrzcie na dwa zdjęcia. Tim Wellens w roku 2016 i Jens Voigt w 2008. Królowie deszczu. Wellensa bardzo cenię – ginący gatunek kolarza wygrywającego w każdych warunkach, żyjącego trochę w myśl zasady: im trudniej, tym lepiej. W Zakopanem sam uciekał przez 50 kilometrów i wygrał z przewagą prawie czterech minut nad drugim Davidem Formolo. Kosmos.