Moje 25 lat w Tour de Pologne – 2013

70. edycję Tour de Pologne chciałem uczcić w najlepszy możliwy sposób. A jak można to zrobić lepiej, niż startem w ojczyźnie kolarstwa? Włochy zawsze były mi bliskie, spędziłem w tym kraju piętnaście lat, mam tam wielu przyjaciół. Postanowiłem więc, że jubileuszowy wyścig zacznie się właśnie tam. Innych propozycji też było sporo – zachęcał nas Lwów, były zapytania z Liege, też bardzo kolarskiego miasta. Ale Italia to Italia.

„Z ziemi włoskiej do Polski” – to słowa Mazurka Dąbrowskiego, za którymi podążyliśmy. A dla mnie był to też hołd dla Jana Pawła II, którego uważam za najwybitniejszego Polaka, człowieka, który dał nam tożsamość. Papież kochał góry i często wędrował – zarówno po włoskich Dolomitach, jak i po naszych Tatrach.

Przygotowanie startu w Italii trwało cztery lata. Załatwianie pozwoleń, wytyczanie trasy, walka z biurokracją… Bardzo pomógł mi mój przyjaciel, Francesco Moser. I kiedy w końcu przyjechaliśmy do Rovereto, włoscy dziennikarze przecierali oczy ze zdumienia. Sądzili, że przyjadą dwa autobusy z obsługą, a nie całe tiry ze scenografią. To były piękne etapy – z Roverety do Madonny i z Marillevy na Passo Pordoi. Kultowe przełęcze w Tour de Pologne – spełniło się kolejne moje marzenie i zarazem życzenie wielu kibiców, tych trochę bardziej marudnych, powtarzających, że nie mamy w Polsce gór do ścigania. No to się udało i góry załatwić. Potem przeczytałem we włoskiej prasie takie zdanie: „To było największe polskie przedsięwzięcie w Italii, od czasów bitwy o Monte Cassino”.

rzenosiny do Polski to też była niezła operacja. Sportowo świetny wyścig – etapy wygrywali tacy kolarze jak Ulissi, Riblon, Hushovd czy Wiggins. Ciekawe, że najeżoną górami edycję wygrał po prostu solidny Peter Weening.