Moje 25 lat w Tour de Pologne – 2011
No jak inaczej wspominać ten rok niż przez wielki błysk Petera Sagana i Marcela Kittela?
Ten moment, kiedy obaj cieszą się na krakowskich błoniach to jedna z moich ulubionych chwil w całej historii Tour de Pologne. Maciek Bodnar wspominał niedawno, że kiedy pierwszy raz zobaczył Sagana, myślał że to jakiś raper. Luźna bluza, jakiś łańcuch na szyi, krzywo nałożona czapeczka z daszkiem… Taki właśnie był, ale kiedy już wsiadł na rower… Poezja. Wygrana w Cieszynie, ucieczka na kostce brukowej – to była pierwsza wielka próba możliwości. Podszedł do mnie wtedy słowacki dziennikarz i powiedział, że Sagan to przyszły mistrz świata, o ile tylko będzie wygrywał z Kwiatkowskim. Że ta dwójka zdominuje kolarstwo. Patrzcie jaki prorok.
Marcel Kittel też ma do Tour de Pologne wielki sentyment, bo tu zaczął seryjnie wygrywać – w 2011 zgarnął przecież aż cztery etapy, w tym trzy pierwsze!, ale także dlatego, że tu wygrywał kiedyś jego… tata. Mało kto wie, że kolarska kariera Marcela zaczęła się w górach, na wakacjach z rodzicami. Młody Kittel nie chciał tylko patrzeć, jak tata trenuje. Wsiadł na rower i pogonił za ojcem. Góralem jednak nie został, był bardzo obiecującym czasowcem. Dopiero na Tour de Pologne udowodnił sobie, że warto postawić na inną specjalizację – sprinterską.
No i popatrzcie na ostatnie zdjęcie z podium. Tak, w Krakowie stali na nim sami wielcy kolarze. Sagan, Kittel i nasz Michał Gołaś, który z ekipą Vacansoleil wygrał wtedy i klasyfikację drużynową i – już sam – górską.