Moje 25 lat w Tour de Pologne – 1999
Jak napiszę, że to był ważny rok, to zwrócicie mi uwagę, że to samo napisałem wczoraj. I będziecie mieli rację, ale… każdy kolejny rok miał olbrzymie znaczenie. Dynamika wydarzeń była ogromna. Wizyta prezydenta UCI Heina Verruggena w Polsce odbiła się szerokim echem. Holender wystawił nam świetną cenzurkę, opowiadając w mediach, że Tour de Pologne ma szansę stać się jednym z najważniejszych punktów w kalendarzu. Doceniła nas również Komisja Techniczna UCI, ponownie podnosząc kategorię naszego narodowego wyścigu. Za kulisami coraz częściej mówiło się o idei Pro Touru i ja koniecznie chciałem tam być. Dlatego inwestycje w rozwój były ogromne. W 1999 roku nastąpiła rewolucja telewizyjna. Chciałem mieć 80 minut relacji z każdego etapu. Nie ostatni kilometr, nie kwadrans skrótu, tylko transmisja z prawdziwego zdarzenia. Szybkie negocjacje z ekipą z Tour de France i mieliśmy w Polsce specjalistów z najwyższej półki, kamery na motocyklach, słowem – XXI wiek.
Gwiazd nie trzeba było już specjalnie przekonywać, by przyjeżdżały do Polski, w 1999 roku pojawił się chociażby Jens Voigt. Ale dobrze działo się też w krajowym peletonie. Lanie, jakie nasi kolarze dostali w 1996 roku (gdy tylko Zbyszek Piątek zameldował się w dziesiątce) zainspirowało do działań. Sponsorzy zrozumieli też, że mają pod nosem scenę, na której warto się dobrze zaprezentować, i że w Polsce rośnie moda na kolarstwo. Czy z takim rozmachem działałaby grupa Mróz, gdyby nie było Tour de Pologne. Wątpię.
W 1999 roku właśnie polscy kolarze zdominowali wyścig. Wygrał bardzo rozsądną jazdą Tomek Brożyna. To było kolarstwo taktyczne, na lidera świetnie pracowali Cezary Zamana, Raimondas Rumsas, Piotr Wadecki czy Piotr Przydział. Takie nazwiska w jednym polskim teamie – to już było coś.