Moje 25 lat w Tour de Pologne – 1998

To był bardzo ważny rok. Po pierwsze – dyplomacja. Dostałem się do zarządu związku, zrzeszającego organizatorów wyścigów kolarskich. Z ponad stu osób do tego wąskiego grona weszło nas siedmiu. Przy jednym stole dyrektorzy Tour de France, Giro d’Italia i ja. A że miałem znane im wszystkim nazwisko, traktowali mnie naprawdę poważnie. Każdy mówił o swoich problemach, mówiłem też ja. Chciałem, by zobaczyli to wszystko na własne oczy, więc zaprosiłem ich na wyścig do Polski. I tak w 1998 roku jako pierwszy wizytę złożył prezydent światowej federacji, Hein Verbruggen. 

To były jeszcze te czasy, gdy wielu ludziom na zachodzie wydawało się, że Polska i Rosja to niewielka różnica, że po ulicach chodzą białe niedźwiedzie. Verbruggen przyleciał i nie dowierzał, co widzi. Pamiętam, że zachwyciły go tłumy kibiców i ich entuzjazm.

Sam wyścig zgromadził bardzo ciekawą obsadę. Przyjechał między innymi 25-letni Kazach, Aleksander Winokurow. Zawsze mi powtarzał, że Polska to dla niego bardzo ważne miejsce. W 1997 roku pojawił się na Tour de Pologne jako stażysta w ekipie Casino, robiąc świetną robotę dla zwycięzcy wyścigu Rolfa Jarmanna. I tak załatwił sobie stałe miejsce w drużynie. Rok później pracował na rzecz znakomitego Jacky’ego Duranda, ale budował też własne nazwisko. 11 września wygrał królewski etap z Bielska-Białej do Zakopanego, w pięknym stylu, po samotnym ataku. 

Drugim objawieniem był 23-letni Siergiej Iwanow. On z kolei dominował na piątym etapie, z Wisły do Cieszyna. Kropkę nad i postawił w zamykającej wyścig jeździe na czas. Zaczynało się mówić, że Tour de Pologne to świetne miejsce dla młodych-zdolnych, że tu mogą się rodzić przyszli mistrzowie.